środa, 6 stycznia 2016

Recenzje na LubimyCzytać - czyli skala dziesięciostopniowa w Polsce


Raz dwa trzy, próba artykułu, próba artykułu, raz dwa trzy.



Ja naprawdę lubię stronę lubimyczytać.pl. Jest bardzo przydatna, gdy chce się poznać opinie przeciętnego zjadacza chleba na temat danej książki. Problem w tym, że ludzie niezbyt radzą sobie ze skalą dziesięciostopniową.


W artykule będą pojawiać się również opinie na temat TOP 100 książek według tworzonej przez "zwykłych ludzi" liście empiku.

Ale jaki problem chcę omówić i czy to w ogóle jest problem? Odpowiedź jest prosta: ludzie w Polsce w ogóle nie radzą sobie ze skalą dziesięciostopniową (która sama w sobie jest słaba) i kończy sie to tym, że każda pozycja dostaje siedem. Ten sam problem jest w przypadku filmów - wystarczy porównać sobie oceny na polskim Filmwebie, zagranicznym IMDb oraz na Metacritic - gdzie oceny są wystawiane przez profesjonalnych krytyków filmowych!


Tutaj na przykładzie filmu "Powrót do Przyszłości". Która ocena jest najbardziej zgodna z prawdą? Sam fakt, że ocena na IMDb jest bardzo zbliżona do werdyktu krytyków powinien dać do myślenia.

Ale to przecież blog o książkach, więc to właśnie na nich się dziś skupimy. I na niesprawiedliwych ocenach.

Wiedźmikołaj to genialna książka autorstwa Terry'ego Pratchetta. Na lubimyczytac.pl zdobyła ocenę 7,52. Na pierwszy rzut oka nie ma w tej ocenie nic dziwnego.

Dopóki nie odkryje się, że słabiutka książka Królewski Zwiadowca ma ocenę... 7,93.

Ja wiem, różne są gusta. Ale gdy recenzuje się książkę nie ocenia się jej w kategoriach "fajnie się czyta/nie fajnie się czyta lub "to moja ulubiona seria". Książka Królewski Zwiadowca miała mnóstwo utartych schematów i był to po prostu odgrzewany kotlet, który zasługiwał na co najwyżej 6/10.

Wniosek? Dobrych ocen nie dostają książki dobre. Dobre oceny dostają książki popularne. Mam wrażenie, że wśród dobrych książek zachodzi odwrotny schemat co w filmach - tutaj samozwańczy recenzenci zdecydowanie zawyżają oceny.


Przejdźmy teraz do listy "100 książek, które trzeba przeczytać". Inicjatywa była fajna. Reklamy zachęcały do współtworzenia listy najlepszych, najważniejszych lektur. Powstały dwie listy - jedna tworzona przez profesjonalnych jurorów, druga przez czytelników. Zgadnijcie co było na pierwszym miejscu tej drugiej listy.

Nasz kochany Harry Potter!

Żeby nie było - ja Harry'ego lubię. Przyjemnie się go czyta. Byłam w muzeum, mam różdżkę, dodatki, generalnie jestem fanem. Ale seria Rowling to literacki odpowiednik zupki chińskiej. Smaczna, jedzą ją na całym świecie, ale to nadal tylko mieszanka glutaminianu, benzoesanu sodu i innych świństw. Jest po prostu słabo napisana.


Dla porównania - lista tworzona przez jurorów w ogóle nie zawierała Harry'ego Pottera, a nawet Władca Pierścieni usadowił się dopiero na dziewięćdziesiątym miejscu. Na pierwszym miejsce mamy za to Hemingway'a, Mickiewicza, Orwella, Andersena - czyli pisarzy, których książki przetrwały próbę czasu, którzy wciąż są kojarzeni.

Wniosek? Nie bądźmy sentymentalni i oceniajmy sprawiedliwie. Nawet jeśli wszyscy krzyczą "jedenaście na dziesięć"! Nie dawajmy książkom wyższych ocen, bo to nasza ulubiona seria lub gatunek.

I uważajmy z ocenami 7/10. Są zdradzieckie.

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mati, nie pisz o takich rzeczach w komentarzach, bo nam imidż psujesz.

      Usuń

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie. Co to będzie, co to będzie?